Książka
O książce mogę powiedzieć tylko aż tyle, że jest bardziej moja niż jakakolwiek inna. Że niezwykle się czyta myśli, które jeszcze przed zaistnieniem książki powstały w mojej głowie. Jeszcze silniejsze wrażenie robi czytanie własnych słów, zdań całych, spisanych przez obcego człowieka. Miałem przyjemność rozmawiać na ten temat z J.L. Wiśniewskim..... ale to zupełnie inna historia.
Film
Liczyłem się z tym, że w filmie przekazać wszystkiego się nie da. Że trzeba skrócić, zmienić, uprościć. Liczyłem się z tym wszystkim i czekając na film nie oczekiwałem, że odnajdę w filmie wszystko to, co znalazłem w książce - wszystkie niuanse, smaczki, szczegóły, klimaty. Miałem świadomość, że spora część tego, co w książce tak czarowało - tu pójdzie pod nóż. Ale nie liczyłem się z tym, że wycięte zostanie.... wszystko.
Ten film zionie przeraźliwą pustką. Jest nudny. Nie ma w nim klimatu. Nie ma w nim żadnego napięcia, ni volta czy ampera. Nie sposób odnaleźć w nim czegokolwiek. Jest przerażająco pusty. Po 20 minutach zacząłem ziewać, choć nie zdarzyło mi się to w kinie nigdy wcześniej. Nigdy. Bezsensownie długie ujęcia pozbawione jakichkolwiek dźwięków. Muzyka, za którą płacono chyba od minuty, pojawia się w filmie... nie - prawie w ogóle się nie pojawia. Internetowa wymiana myśli i uczuć pokazana jest w tak chaotyczny sposób, że ktoś, kto nie czuł, nie poznał tego do tej pory - teraz może tylko wzruszyć ramionami i więcej do tego nie wracać.
Para Cielecka & Chyra wydawała się - po przychylnych recenzjach filmu "Palimpsest" - bezpiecznym, wręcz pewnym rozwiązaniem nie tylko dla widza. Niestety - nie wiem jak w "P", ale w "S@w" aktorstwo główych bohaterów jest dramatycznie drewniane. Magdalena Cielecka gra przez cały film jedną i tą samą miną. Biorąc pod uwagę, że niewiele mówi, taki sposób grania musi męczyć i nużyć. I wiecie co? To działa! Działa - męczy i nuży. Podobnie Andrzej Chyra - sprawia wrażenie człowieka zmęczonego tym, że jest filmowany. Kiedy są razem.... coś, co miało być w zamyśle spełnieniem jest - w moim odbiorze - uchwyceniem dwóch desek sosnowych, dobrze wysezonowanych, leżących jedna na drugiej. Jedyne momenty które można zaliczyć na plus w wykonaniu pani Cieleckiej to czytanie tekstów wpisywanych w internecie. Na tym tle Chyra wypada jak uczniak, duka swoje kwestie bez przekonania.....
Reasumując - choć patrzyłem na film w oderwaniu od emocji związanych z książką, starałem się nie oceniać go przez jej pryzmat, to i tak obraz nie jest w stanie się obronić. W żadnej płaszczyźnie i w żaden sposób. Parę dni temu miałem przyjemność obejrzeć obraz "Życie ukryte w słowach". Film niemal klaustrofobiczny, ascetyczny, w sporej częsci oddziaływujący na widza bez słów, a jednak przez cały czas elektryzujący, trzymający w napięciu, posiadający uwodzący klimat. W "S@motności" tego nie ma. Tam niczego nie ma. A przynajmniej ja tam niczego nie znalazłem. No może prócz..... przerażająco pustej samotności. Ale to akurat taki rodzaj uczucia, z którego żaden autor nie powinien być dumny....