Nie czytałem ksiązki. Nie oglądałem całości filmu. Najpierw kątem oka spoglądałem na chłodna kompozycję barwną, słuchałem krótkich lakonicznych kwestii aktorów, potem zacząłem oglądać. Zainteresował mnie temat - dwoje nieznanych sobie ludzi łączy uczuciowa chemia za pośrednictwem elektronicznej sieci. Wierzę że jest możliwe takie wyładowanie damsko męskich potencjałów w jednym spojrzeniu, które mówi wszystko jak pomiędzy Ironsem i Binoche w Skazie Malle`a. Tu nawet spojrzenia nie było trzeba. Chyra precyzyjnie oddał swojego bohatera, był lodowaty i wyłączony - z dystansem i trochę z ciekawości prowadził konwersacje z Ewą. Cielecka to zjawisko. Jakby wyrzeźbiona z zimnej lawy wewnątrz której tkwi ciągle ognisty żar. Scena, gdy spoglądając na wieżę Eiffla zaczyna opuszczać dłoń po swym udzie, była mistrzostwem świata. Zakończenie takie jakie sobie wymarzyłem. Czekam z niecierpliwością na emisję w TV by obejrzeć dokładnie.
Po przeczytaniu książki, która -swoją drogą - należy do jednej z moich ulubionych, w filmie nie urzeka mnie nic poza Chyrą, który jest Jakubem idealnym. Książka to rollercoaster emocjonalny, a zakończenie rozwala na kawałki. W przeciwieństwie do tego filmowego, tak okrutnie skomercjalizowanego, uproszczonego. W obliczu takiego końca tej historii zostaje ona wypruta z jakiejkolwiek głębi, przynajmniej moim, skromnym zdaniem. Cieleckiej sympatią nie darzę, więc wypowiadać się nie będę. Powiem tylko jeszcze, że "mistrzostwo świata" prezentowane w Samotności na ekranie nie równa się nawet w 1/100 temu z Samotności na papierze. Elektryzująca intymność, wzruszenie i poruszenie. Praktycznie na każdej stronie. Polecam. Książkę, nie film.